Dziś mija 157 rocznica Powstania styczniowego – było to polskie powstanie narodowe przeciwko Imperium Rosyjskiemu, wybuchło 22 stycznia 1863 roku w Królestwie Polskim i 1 lutego 1863 roku na Litwie, trwało do jesieni 1864 roku i swoim zasięgiem objęło ziemie zaboru rosyjskiego.
...powstańcy z oddziału majora Jana Żalplachty-Zapałowicza dotarli do Tyszowiec w nocy, 17 maja 1863 r. Witano ich serdecznie. Z procesją, księdzem i chorągwiami. Wśród powstańców była kobieta - Lucyna Skrzyńska (po mężu Żukowska, zdjęcia w galerii) - 19-letnia blondynka o ujmującym spojrzeniu W połowie maja 1863 r. z Galicji na Zamojszczyznę wkroczył oddział powstańców, którym dowodził 29-letni major, Jan Żalplachta pseudonim „Zapałowicz". Ten młody jeszcze człowiek, w armii austriackiej dorobił się stopnia porucznika artylerii. Kiedy wybuchło powstanie styczniowe, wystąpił z wojska i zaciągnął się do oddziału Leona Czechowskiego. Służył u niego w stopniu majora, jako dowódca batalionu. Po klęsce Czechowskiego w bitwie pod Ciosmami, Żalplachta dotarł w Biłgorajskie, gdzie sformował własny, około 300-osobowy oddział ochotników. W okolicach Krasnobrodu przyłączyła się do niego licząca około 300 zbrojnych kompania Jana Czerwińskiego. Dołączyła także grupa kosynierów, prowadzona przez sołtysa z Godziszewa - Pawła Paradę, a w okolicach Dzierążni 140-osobowy oddział podolaków Leszka Wiśniewskiego. W sumie, pod komendą mjr Żalpłachty - Zapałowicza było około 1 000 zbrojnych powstańców. Po kilkudniowym marszu dotarli oni nocą, 17 maja do Tyszowiec, małego miasteczka nad. Huczwą. Tak oto w swoich wspomnieniach zdarzenie to odnotował Feliks Ridel wówczas 13 – letni uczeń szkoły powszechnej, który porzucił rodzinny dom i przyłączył się do powstańców:
„Jest to miasteczko małe, troszkę na wzgórku nad małą rzeczką, lecz ma mieszkańców swych bardzo zacnych i wielkich, prawych Polaków. O jakąś ćwierć mili od miasta, wyszło nam całe miasto naprzeciw z chorągwiami, a księża na przedzie ze święconą wodą. Gdy cały obóz szedł się do kupy, pobłogosławił nas pokropiwszy święconą wodą z radością w miasto wprowadzili.
Na rynku na cztery części wojsko się rozeszło i poskładawszy w kozły broń wzięło się do pokarmu, który nam mieszkańcy pod dostatkiem przygotowali. Brzmią mi do dziś dnia te słowa ich powtarzane: „ Bogu dzięki, żeście panowie już raz przecież do nas przyszli, boć my od kilku miesięcy z upragnieniem wyglądaliśmy was". Po porządnym obiedzie nasza kompania miała pozwolony spoczynek, wolno było na pół spać jednym okiem, gdyż za daniem znaku wszystko już miało stać w porządku. Podczas tego dowódca poszedł z kilkoma rekrutować w mieście, lecz cóż było rekrutować, kiedy tu każdy szedł dobrowolnie, bo co to za powstaniec przemocą wzięty. Inni zaś z naszych poszli do pobliskich stawów się kąpać".
Riedel wspomina dalej, że gdy wojacy kąpali się w stawie, na przedmieścia Tyszowiec dotarł zagon Kozaków. Spowodowało to pospieszny wymarsz z miasta. Wkrótce okazało się, że Kozacy to szpica wojsk rosyjskich, wysłanych przeciw powstańcom z twierdzy zamojskiej. Ci, co przybiegli już z kąpieli zaraz oznajmili Zapałowiczowi jak się. rzecz ma. On bynajmniej nie trwożąc kazał nam na drogę porozdawać po 2 bułki. Żydzi i Żydówki biegali pomiędzy szeregami z gorącymi bułkami. Przyjął Zapałowicz do obozu syna burmistrza, za co się nieszczęśliwy miał z pyszna, gdy Moskałę do miasta przyszli - wspomina Riedel
Powstańcy spiesznie opuszczali Tyszowce (oprócz żywności, tyszowianie wyekwipowali ich na drogę litrami słodkiej wódki - miętówki). Kierowali się ku lasom turkowieckim, atakowani i ostrzeliwani co jakiś czas przez Kozaków. Marsz po odsłoniętych błoniach nie obył się bez strat. Zginęło 4 powstańców, 11 zostało rannych.
O świcie, 18 maja rozpoczął się bój. Moskale pod dowództwem pułkowników Grzegorza Emonowa i Emilia Szelkinga podciągnęli pod Tyszowce działa i rozpoczęli ostrzał lasu. Na szczęście niecelny. Potem nastąpiło natarcie. Bój był krwawy. Powstańcy kilkakrotnie odpierali szturm. W decydujący momencie do walki wkroczyli kosynierzy, prowadzeni przez starego Żmudzina, majora Władysława (uczestnika powstania listopadowego, węgierskiego oraz walk niepodległościowych we Włoszech). Uderzenie kosynierów było śmiałe i brawurowe. Załamało natarcie wrogów. Rosjanie wycofali się ze stratami. Strzelanina trwała jeszcze o zmroku. Ten bój powstańcy wygrali. Zdobyli trzy armaty, które jednak zniszczyli z powodu braku amunicji. Przydały się za to 173 zdobyczne karabiny. Straty Rosjan wynosiły około 60 łudzi, straty powstańców 17 zabitych i 25 rannych. Wśród zabitych był osławiony i powszechnie lubiany major Władysław, który do powstańczej kompanii wstąpił z trzema synami i siedmioma wnukami. Rannych, przy blasku świec, opatrywali lekarze Stanisław Czerkawski i Juwenal Niewiadomski. Miejsce bitwy do dziś upamiętnia mogiła powstańców znajdująca się na Dąbrowie.